Dzisiaj odzyskałam pierwszy crazy patchwork, który zrobiłam w 1992 roku. Dzieci były małe i wieczorami , kiedy były już w łóżkach , mogłam oddawać się nowo odkrywanej pasji. Mąż kupił mi Małą Encyklopedię Robót Ręcznych, gdzie pierwszy raz zobaczyłam zdjęcie XIX-wiecznego crazy patchworku i zapragnęłam wykonać podobny. Ponieważ nie miałam pojęcia o technice szycia takich rzeczy , zdana byłam na własną pomysłowość. Nieregularne łatki naszywałam metoda aplikacji, jedną obok drugiej, na grubą flanelę . Gotową wierzchnią warstwę podszyłam czarnym materiałem, a całość wykończyłam ozdobną czerwono-zieloną koronką. Zajęło mi to całą zimę. Ta pracochłonna metoda okazała się bardzo trwała, bo patchwork cieszy oko już 20 lat i nie wymaga reperacji, choć był prany wielokrotnie.
Uszyłam go z resztek tkanin jakie miałam w domu. Skrawki, których użyłam były bawełniane,jedwabne, wełniane i z różnych tworzyw sztucznych.
No cóż , tak krawiec kraje, jak mu materii staje.
Technika, technika... czasami intuicja lepsza niż technika. Zresztą I Ciebie nie zawiodła :) Większość "technik" to po prostu doskonalone stopniowo praktyczne rozwiązania. Gdyby tamte babki szyły crazy z innych tkanin, miały większe ich skrawki, to nie musiałyby przykrywać szwów ozdobnym haftem. Cudna ta Twoja kapka!
OdpowiedzUsuńNasze ograniczenia są wrotami do rozwoju. Tak uczą wschodni mędrcy :-)
OdpowiedzUsuńJeden z piękniejszych patchworków jakie widziałam. Po części sprawia to ręczne szycie i jeszcze takie crazy formy. Zapisałam tą robótkę na liście " wyprawa mojej córki"
OdpowiedzUsuń