środa, 28 sierpnia 2013

Crazy


Dzisiaj odzyskałam pierwszy crazy patchwork, który zrobiłam  w 1992 roku. Dzieci były małe i wieczorami , kiedy były już w łóżkach , mogłam oddawać się nowo odkrywanej pasji. Mąż kupił mi Małą Encyklopedię Robót Ręcznych, gdzie pierwszy raz zobaczyłam zdjęcie XIX-wiecznego crazy patchworku i zapragnęłam wykonać podobny. Ponieważ nie miałam pojęcia o technice szycia takich rzeczy , zdana byłam na własną pomysłowość. Nieregularne łatki naszywałam metoda aplikacji, jedną obok drugiej, na grubą flanelę . Gotową wierzchnią warstwę podszyłam czarnym materiałem, a całość wykończyłam ozdobną czerwono-zieloną koronką. Zajęło mi to całą zimę. Ta  pracochłonna metoda okazała się bardzo trwała, bo patchwork cieszy oko już 20 lat i nie wymaga reperacji, choć był prany wielokrotnie.

  
Uszyłam go z resztek tkanin jakie miałam w domu. Skrawki, których użyłam były bawełniane,jedwabne, wełniane i z różnych tworzyw sztucznych.
 No cóż , tak krawiec kraje, jak mu materii staje. 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ludzie są różni


Z zawodu jestem reżyserem castingu . Od ponad 10 lat współtworzę serial Na Wspólnej.W moim biurze, które miałam przy ulicy Chełmskiej wieszałam na ścianie zdjęcia ludzi, który marzyli o zagraniu w serialu . Byli to  w większości amatorzy, a zdjęcia całkowicie prywatne robione w najdziwniejszych pozach i miejscach. Do dziś zachodzę w głowę co sobie  myśleli  ci wszyscy ludzie przysyłając mi te dziwne zdjęcia. Pewno nie mieli innych pod ręką. Wyszła z tego galeria odrzuconych, która wzbudzała duże zainteresowanie i wesołość u moich gości.  Gdy przenieśliśmy się z produkcją serialu do nowego budynku, postanowiłam zmienić wystrój i  powiesiłam  nad biurkiem moje dzieło, będące nawiązaniem do tej ściany ze zdjęciami. Ta makata nosi tytuł " Ludzie są różni "











poniedziałek, 26 sierpnia 2013

W kinie


Gdy robię makatkę, najbardziej mi zależy na zawarciu w niej emocji. Moją ulubioną pod tym względem pracą jest " W kinie ". Wzbudzała duże zainteresowanie wśród widzów, którzy wpatrywali się w nią uważnie, komentując wygląd i minę każdej z postaci. Niektórzy doszukiwali się w nich podobieństwa do popularnych osób lub kogoś znajomego.


Ja najbardziej lubię parę z owcą.


czwartek, 22 sierpnia 2013

Chłop polski

Co i rusz docierają do nas informacje, że jakiś polski chłop źle traktuje swoje zwierzęta. Wiemy, że hoduje te stworzenia, żeby je zabić, ale jako idealiści chcielibyśmy, żeby je co najmniej szanował, a nawet darzył miłością.






Mój " Chłop polski ", choć oczy ma przekrwione od nadużywania trunków z procentami, jest uwielbiany przez swoje zwierzęta. Zapewne dlatego, że kocha je i szanuje. Czego i Państwu życzę







wtorek, 20 sierpnia 2013

Pod gruszą


Mieszczuchy, ale nie tylko,  uwielbiają biesiadować na łonie natury. Bo czyż nie jest przyjemnie w upalny dzień spędzać czas w miłym towarzystwie w cieniu jakiegoś drzewa lub zwieszającej się  z pergoli ,  bujnej winorośli ?


Niko Pirosmani , gruziński malarz prymitywista , takie właśnie chwile uwieczniał często na swoich obrazach.


Ja także  podążyłam tym tropem i tak powstała makatka pt: " Trzy lesbijki i pies " . Ściana , na której wisi znajduje się w Kopenhadze.





niedziela, 18 sierpnia 2013

Jeszce trochę wspomnień

Pisałam już o mojej pierwszej wystawie, a dzisiejszy post poświęcę kolejnym.
U  Braci Jabłkowskich na Brackiej, zanim wprowadził się tam Traffic,był dom handlowy Arka. Jeden z boutików prowadziła Małgosia Machalica, która w pewnym momencie postanowiła otworzyć tam małą galerię o nazwie Dziesiątka. Planowała promować młodych i nieznanych artystów. Zorganizowała zaledwie  kilka wystaw i musiała zwinąć interes, bo nadszedł czas Trafficu.
Wystawa moich prac miała tam miejsce w październiku 2001, a zatytułowana była po prostu
 " Makatki ".
 Tego samego roku, w maju zostałam zaproszona do udziału w wystawie zbiorowej w ramach Festiwalu Kobiet w Centralnym Domu Qultury na Burakowskiej. Pokazałam tam jedna pracę - "Anioły na emeryturze".





Rok wcześniej  kilka makatek zostało zaprezentowanych w Jonkowie na imprezie z cyklu Ręką Dzieło.
Żeby Was nie zanudzać, na dzisiaj kończę. Za jakiś czas o moich makatkach w obcych krajach.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Skąd to się bierze?

Nie wiem jak wy, ale ja mam tak, że jak wchodzę do sklepu z materiałami, to od razu ogarnia mnie podniecenie. Uwielbiam różnorodność kolorów, faktur, struktur. Muszę dotknąć, rozwinąć belę, sprawdzić jak się materiał układa. W domu mam takie ścinki, które służą mi tylko do tego, żeby je od czasu do czasu wyjąć z szafy i sobie na nie popatrzeć. Próbuję ich użyć do kolejnych prac, ale niezmiennie lądują z powrotem na półce. Też tak macie?
 Skąd się to bierze? Może dziedziczymy to po naszych matkach, a one po swoich ? Może to jakiś atawizm?
Moja mama szyła i robiła na drutach. Pozostawało po tym masę ścinków i resztek włóczek. Dostawałam je do zabawy. Najpierw używałam ich do tworzenia sklepu bławatnego. W drewnianym pudełku po olejnych farbach dziadka, układałam małe bele zrobione z resztek. Klientkami były lalki. Potem , gdy nauczyłam się szyć ręcznie, a było to w pierwszych klasach podstawówki, szyłam ubrania dla ukochanej lalki.
Pamiętam takie wakacje w Kazimierzu nad Wisłą, kiedy z moją koleżanką Dorotą byłyśmy prawie codziennie klientkami tamtejszego sklepu z materiałami. Kupowałyśmy po 20, 30 cm różnych perkalików i szyłyśmy kolejne kreacje dla naszych lalek. Sprzedawczyni chyba  dobrze rozumiała naszą pasję, bo nigdy nie okazała zniecierpliwienia.  Najwyraźniej była odpowiednim człowiekiem  na odpowiednim miejscu. Wtedy pierwszy raz udało mi się zrobić lamówkę przy kieszonkach płaszcza mojej lalki. Zapamiętałam to chyba dlatego, że praca wymagała niebywałej precyzji i mogłam być dumna, kiedy mi wyszła.
Wczoraj kupiłam kawałeczek materiału w sklepie Ładne tkaniny, tylko dlatego, że mi się spodobał. Nie mam jeszcze w stosunku do niego żadnych planów.



środa, 14 sierpnia 2013

No i stało się

 Moja twórczość szła dotychczas raczej z dala od dwóch głównych nurtów sztuki tekstylnej, czyli patchworku i quiltu. No, ale stało się ! Rzuciłam się na głęboką wodę i zrobiłam pierwszą pikowaną pracę, ręczno-maszynową.  Nie mam maszyny przystosowanej do pikowania. Wszystkie ściegi równoległe udało mi się uszyć  na moim poczciwym łuczniku, ale te falujące musiałam zrobić ręcznie. Potrzebowałam na to wszystko 4 dni. No, może nie całych.



 Na przyszycie domków, drzew,  słońca i gwiazd oraz lamówki poświęciłam 15 wieczorów
 Tak powstała mandala. 




sobota, 10 sierpnia 2013

Wernisaż Ani Sławińskiej

Dzisiaj wrzucę parę słów o koleżance "po igle" Ani Sławińskiej. Wczoraj byłam w Cafe Karma na wernisażu prac Ani i Tomka Maleńczyka, którzy są twórcami bardzo ciekawej metody pracy. Razem malują i szyją obrazy. Choć brzmi to dziwnie,  tak właśnie jest. Wczoraj  zdradzali tajniki tej nowatorskiej metody i pokazali jej piękne efekty. Smoki i żywioły: ognia, ziemi, powietrza. Piękne i  oryginalne.

Każde z nich pokazało też po kilka prac robionych indywidualnie. Tomek obrazy, Ania tkaniny.  
 Na mnie największe wrażenie zrobiła tkanina Ani, przedstawiająca park. Ma w sobie niesamowite światło .                                                                                                                                              

                                                                                                                                              
               Jeśli będziecie w Warszawie w okolicach placu Zbawiciela, wpadnijcie koniecznie do Cafe Karma

                                                                                                                                                                                                                                                                                     


niedziela, 4 sierpnia 2013

Raj


 Wracam dziś znowu do inspiracji.Swego czasu bardzo lubiłam malarstwo naiwne. Jak wiadomo często pojawia się tam tematyka biblijna . Moich makatek to nie ominęło. Tak powstał " Raj".



Adam, Ewa, wąż, no i ta nieszczęsna jabłoń.


piątek, 2 sierpnia 2013

Zaczarowana Frida

Przykładem makatki, która powstała błyskawicznie jest " Fridomania". Poszłam do sklepu, wybrałam bez wahania materiał na tło i zabrałam się do pracy. Po dwóch dniach była gotowa.
A wszystko zaczęło się od wycieczki do Parku Rzeźb Juana Soriano w Owczarni z moimi trzema przyjaciółkami : Anią , Dorotą i Lilką. Polecam, koniecznie się tam wybierzcie. Park piękny , a rzeźbiarz bardzo zdolny. Na miejscu okazało się , że oprócz rzeźb porozrzucanych malowniczo po parku,



znajduje się tam mała galeria przerobiona ze stodoły, w której właściciel, pan Marek Keller organizuje wystawy twórców z Meksyku.Jak powstało to miejsce i kim jest właściciel, możecie przeczytać tu : http://stgu.pl/sztuka-zycia/.
Zajrzałyśmy tam i naszym oczom ukazała się wystawa  „Z jej albumu” – prywatne fotografie Fridy Kahlo. Na zdjęciach Frida, jej kochankowie , rodzina, lecz moją uwagę przyciągnęło co innego . W  gablotach zgromadzono różne przedmioty powstałe na fali fridomanii. Cudowny, meksykański kicz! Bajecznie kolorowe lusterka, torby, ramki, ołtarzyki. Wszystkie z wizerunkiem Fridy:



Och, jak bardzo zapragnęłam mieć choć jedną z tych rzeczy! Niestety moje poszukiwania w internecie skończyły się fiaskiem. Oczywiści, to i owo znalazłam, ale nie były to przedmioty na miarę tych z wystawy.
O wycieczce do Meksyku mogłam tylko pomarzyć, wobec tego postanowiłam  sama sobie zrobić Fridę.
Na wystawie był odcisk jej ust , tak namiętnych, że aż przeszedł mnie dreszcz. Może to był przekaz jej energii i dzięki temu makatka właściwie sama się zrobiła, używając mnie jako medium?



czwartek, 1 sierpnia 2013

Pierwsza wystawa

Po 10 latach "robienia w tkaninach", w 1998 roku dzięki pomocy mojej stryjecznej siostry Małgorzaty, doczekałam się pierwszej wystawy. W Warszawie na ul.Wilczej w Galerii Baumana. Wszystko zostało przygotowane profesjonalnie. Zaproszenia wydrukowane w prawdziwej drukarni, wino zasponsorowane.


Pokazałam wszystko co powstało do tego momentu. Były tam patchworki, makatki, kopie obrazków moich dzieci przeniesione na tkaninę za pomocą wyszywania.
Emocje były wielkie , co widać po potarganej autorce.


Goście dopisali. Nie było gdzie szpilki włożyć. Na wystawie pojawiła się pewna Amerykanka, którą znęcił tytuł wystawy " Robótki ręczne". Jak twierdziła nigdy przedtem nie widziała przedmiotów zrobionych ręcznie. Dziwni ci Amerykanie.


Nawet Gazeta Wyborcza zamieściła notkę. Dawne dzieje.