Wyskoczyłam na kilka dni do Francji w odwiedziny do przyjaciółki Basi , która mieszka w małej wiosce o nazwie Billiat. We czwartek pojechałyśmy na targ, który rozkłada się co tydzień w miasteczku Bellegarde. Gdy po zakupach , szłyśmy ulicą , zauważyłam sklep z materiałami i pasmanterią. W środku żywej duszy, bałagan , wszystko pokryte kurzem , a na drzwiach kartka informująca o likwidacji. Obok małymi literami numer telefonu. Namówiłam Basię , aby zadzwoniła i spytała, czy będzie można tam pobuszować. Węszyłam niezłą okazję. Syn właścicielki umówił się z nami na następny dzień. Wiem , że mnie znienawidzicie. Weszłyśmy tam i mogłyśmy grzebać do woli w materiałach, niciach, tasiemkach...... Wybrałam 4 bawełny najlepszej jakości o różnej długości - musiałam kupić tyle ile zostało na belkach . Wybrałem też kilka szpulek nici.
Wszystko z 60% upustem !!! Żałowałam, że nie mam przy sobie więcej pieniędzy, bo kupiłabym dwa razy tyle, albo wszystko ! A z resztą , może dobrze, że nie miałam, bobym się zrujnowała doszczętnie.
Gdy Basia płaciła za swoje zakupy , ja jeszcze grzebałam tu i ówdzie i wtedy wpadło mi w oko pudło z resztkami materiałów, i.....nie uwierzycie : dostałam je w prezencie , za darmo !!!! Same "tłuste kąski"! Do tego prawie wszystkie monochromatyczne, o co u nas trudno!
A więc raj dla szmaciarek istnieje !!! Szkoda tylko, ze we Francji.....
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz